Kataklizm

Prowansję nawiedził kataklizm.
Łatwo śmiać się Polce co do zimy przyzwyczajona, przedszkole ma na piechotę i pracuje w domu. Jak jej pracę przywiozą, bo w czasie kataklizmu to mogą nie.
Kataklizm wyglądał zupełnie jak 30 cm śniegu.
Padało pół dnia i sparaliżowało Var na trzy dni. Ludzie do pracy nie dojechali, sklepy pozamykane, dobrze że to sobota była bo szkołę też by zamknęli.
Clément z babcią poszli kupić rękawiczki żeby bałwana potem ulepić.... Centrum handlowe wymarłe. Pusto. Pozamykane i żywego ducha.
Koleżanka co pracuje w supermarkecie zastanawiała się czy nie zamkną wcześniej bo połowa pracowników nie przyszła i klientów też można na palcach policzyć. Zresztą trzy dni później zakupy robiłam i tylko co trzeci czy czwarta kasa otwarta , za to ludzi zatrzęsienie. Pewnie po trzech dniach siedzenia w domu, się im pastis skończył ...
Na mieście za to bałwany na każdym rogu i wielka bitwa na śnieżki. Rodzice powyciagali ze strychów kombinezony narciarskie i dawaj odkrywać w sobie dziecko. A tu kolejna skucha bo serwis miasta Parku nie otworzył. Coś się tam niemrawo tłumaczyli, że gałęzie platanów mogłyby pod śniegiem się zarwać ale ja myślę, że się bali, że im ludzie w zaspach się pogubią. Na szczęście przestało padać i w niedzielę przy pięknym słońcu park otworzyli a my robiliśmy orzełki na dziewiczym puchu.
Ja ich nawet rozumiem z tą paniką. Śnieg to anomalia. Nikt tu nie wie jak po tym jeździć, o zimowych oponach nie wspomnę. Miasta nie są przygotowane do odśnieżania. Kombinują jak mogą z traktorem i szufelką. Piasek z kuwety kota podbierają. Jak tu żyć panie jak żyć?
Przypuszczam, że za sprawą zmian klimatycznych południowcy bliżej zapoznają się z objawami zimy choć mentalnie będą to przeżywać jeszcze stulecia. Zresztą zima i w Polsce co roku zaskakuje kierowców...
Tutaj to katastrofa. W zeszłym roku jak się nagle oziębiło i Francuzi podkręcili kaloryfery wszystkie na raz i na maksa to połowę regionu prądowo szlak trafił. Korki w elektrowni błysnęły i Var na kilka godzin pogrążył się w ciemności.
Jeszcze w Marsylii jak byłam i raz czy drugi popruszyło (takie coś co to tylko trawniki oszroniło albo nawet nie dało rady i tylko w powietrzu dało się zauważyć) to Polki szalały i wysyłały sobie zaproszenia na sanki a wokoło trwała gehenna i walka z żywiołem. Ludzie stali w korkach kilometrowych, chcieli samochody porzucać na drodze ale zostać w domu/pracy do końca zimy. A tego śniegiem nawet nazwać nie można było.
Dlatego powoli zaczynam rozumieć południowców. W końcu nie po to się przeprowadzałam do ciepłego żeby mieć zimno. Co to za anomalie. Śnieg to ja chcę mieć w Alpach jak na narty pojadę, a na Prowansji ma być ciepło i słońce.
P.s. choć słońce mnie nie zawiodło.
Bisous




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karkówka

Chcesz cebulkę ze szczypiorkiem?

Komu chleb na myśli....